30 października 2012r. (wtorek) z samego rana, kiedy odpaliłem przeglądarkę internetową moim oczom ukazała się szokująca wiadomość. Oczywiście był to artykuł o wykryciu materiałów wybuchowych na wraku Tu-154.
W pierwszym momencie dosłownie mnie zatkało. I co teraz? Co dalej?
Emocje z kolejną godziną jednak malały. Pojawiały się tylko pytania. Prawda czy fałsz? Komu wierzyć? O co w tym wszystkim chodzi?
Dziś już wiemy, że Cezary Gmyz ujawnił prawdziwe informacje w swoim artykule: "Trotyl na wraku tupolewa".
Tylko czemu miało służyć to całe zamieszanie? Czy to co spotkało Gmyza i całą resztę było celowe? Czy celowo chciano zrobić z nich "niepoczytalnych"?
Jakie były układy na linii: Prokuratura-Rząd-właściciele Presspublici?
Szczegółów z pewnością nigdy się nie dowiemy.
Po całej akcji z artykułem o trotylu w Rzeczpospolitej zacząłem wątpić, wątpić we wszystko. Zacząłem wątpić, czy kiedykolwiek sprawa katastrofy Smoleńskiej zostanie rozwiązana jawnie. Ale przed wszystkim, czy fakty o których już dziś wiemy zostaną "zaakceptowane".
Czy podważanie zdania wybitnych specjalistów, twórców detektorów do wykrywania materiałów wybuchowych jest normalne? Dziś się przyjęło, że każdy "tłuk" wie więcej niż specjalista, naukowiec który zajmuje się tym latami. To zdanie dotyczy też innych dziedzin.
Dlaczego wmawia się, że tekst Gmyza i późniejsze teksty sugerowały, że to był zamach? Czy słowo "trotyl" powinno być dziś cenzurowane? Najwidoczniej tak. A przynajmniej tak chciała by nasza "władza".
O sprostowaniach, o tym, że Prokuratura manipulowała informacjami w sprawie trotylu, nie było nam dane słyszeć. Nie wspomnę o tym, że nawet jeśli tak by się stało, to klasyczny leming i tak miałby to w d..
Jestem ciekaw jak ta sprawa potoczy się dalej. Co pokażą oficjalne wyniki badań laboratoryjnych. I jaka będzie reakcja ze strony "rządzących". Z pewnością każdy nadal będzie uznawany za "niepoczytalnego" jeśli wypowie słowo "trotyl".
W pierwszym momencie dosłownie mnie zatkało. I co teraz? Co dalej?
Emocje z kolejną godziną jednak malały. Pojawiały się tylko pytania. Prawda czy fałsz? Komu wierzyć? O co w tym wszystkim chodzi?
Dziś już wiemy, że Cezary Gmyz ujawnił prawdziwe informacje w swoim artykule: "Trotyl na wraku tupolewa".
Tylko czemu miało służyć to całe zamieszanie? Czy to co spotkało Gmyza i całą resztę było celowe? Czy celowo chciano zrobić z nich "niepoczytalnych"?
Jakie były układy na linii: Prokuratura-Rząd-właściciele Presspublici?
Szczegółów z pewnością nigdy się nie dowiemy.
Po całej akcji z artykułem o trotylu w Rzeczpospolitej zacząłem wątpić, wątpić we wszystko. Zacząłem wątpić, czy kiedykolwiek sprawa katastrofy Smoleńskiej zostanie rozwiązana jawnie. Ale przed wszystkim, czy fakty o których już dziś wiemy zostaną "zaakceptowane".
Czy podważanie zdania wybitnych specjalistów, twórców detektorów do wykrywania materiałów wybuchowych jest normalne? Dziś się przyjęło, że każdy "tłuk" wie więcej niż specjalista, naukowiec który zajmuje się tym latami. To zdanie dotyczy też innych dziedzin.
Dlaczego wmawia się, że tekst Gmyza i późniejsze teksty sugerowały, że to był zamach? Czy słowo "trotyl" powinno być dziś cenzurowane? Najwidoczniej tak. A przynajmniej tak chciała by nasza "władza".
O sprostowaniach, o tym, że Prokuratura manipulowała informacjami w sprawie trotylu, nie było nam dane słyszeć. Nie wspomnę o tym, że nawet jeśli tak by się stało, to klasyczny leming i tak miałby to w d..
Jestem ciekaw jak ta sprawa potoczy się dalej. Co pokażą oficjalne wyniki badań laboratoryjnych. I jaka będzie reakcja ze strony "rządzących". Z pewnością każdy nadal będzie uznawany za "niepoczytalnego" jeśli wypowie słowo "trotyl".